Big Tech nie kradnie treści prasie
13 minutes read
This article is a translation of Cory Doctorow’s Medium article available at the link below. Footnotes were added in translation.
Ten artykuł jest tłumaczeniem artykułu autora Cory Doctorow opublikowanego na portalu Medium. Oryginalny artykuł jest dostępny do przeczytania pod poniższym linkiem. Przypisy zostały dodane podczas tłumaczenia.
Big Tech Isn’t Stealing News Publishers’ Content
Kraje dookoła świata - Francja, Australia, Brazylia, a teraz nawet Kanada (projekt ustawy C-11) - ostatnio zakochały się w pomyśle zasugerowanym przez media. Dotyczy on wprowadzenia praw licencyjnych do kopiowania urywków artykułów, których linki użytkownicy publikują na portalach społecznościowych.
Prawo licencyjne każdego kraju ma zestaw ograniczeń i wyjątków (tak jak prawo cytatu i określone dozwolone użytki), które zapewniają zgodność tego prawa z prawem wolności słowa. Historycznie, cytowanie prasy wpisywało się w takie wyjątki. Coś będzie “niusem”, jeśli można o tym mówić. W przeciwnym wypadku będzie to tajemnica.
Od dekad nasze fora przenoszą się do sieci. Pandemia jedynie przyśpieszyła ten proces. Dzisiaj jeśli rozmawiamy o jakimś artykule, to najpewniej robimy to na jakiejś platformie internetowej, a poprzez monopolizację liczba takich platform jest coraz mniejsza, a same platformy nadzwyczajnie przychodowe.
Rządy państw (poprawnie) zaobserwowały, że do demokracji potrzebne jest wolna media oraz (poprawnie) zaobserwowały, że są one w tarapatach. Ponadto, (poprawnie) został wyciągnięty wniosek, że monopole w sektorze technologicznym mają coś wspólnego z tą sytuacją.
Pomimo to, również został wyciągnięty (niepokojąco niepoprawny) wniosek, że rozwiązaniem problemu jest wprowadzenie nowych praw pseudo-autorskich, które pozwolą publikatorom wyciągać zyski z prawa do rozmawiania o prasie.
Co jest nie tak z tym wnioskiem? Zacznijmy od tego, że jest on porażką patrząc z perspektywy praw człowieka. Jeśli masz prawo licencjonować dyskusje o pewnych artykułach, to masz również prawo wstrzymać to licencjonowanie. Oznacza to, że będziesz mógł odsunąć niektórych od debatowania lub analizowania twojego dziennikarstwa.
Ponadto, cały pomysł błędnie podchodzi do tego jak giganci technologiczni oszukują prasę. Cytowanie artykułów nie jest naruszeniem praw autorskich, zatem nieprawdą będzie powiedzenie, że platformy internetowe kradną ich treść. Prawda jest taka, że platformy zabierają pieniądze wydawcom.
Mam tu na myśli oszustwa reklamowe. Przemysł reklam internetowych jest zdominowany przez duopol Googla i Facebooka. Stało się tak jawnie wbrew prawu i do dzisiaj jest to przedsięwzięcie na wskroś nielegalne:
Wygaszanie respektujących prywatność rywali
Uniwersalne śledzienie bez zgody ludzi, nawet tych, którzy nigdy nie korzystali z usług
Tajne umowy manipulujące rynkiem reklamowym
Blisko połowa pieniędzy przeznaczana na reklamy ląduje w portfelach tych dwóch gigantów. Jest to największy przekręt w internecie. Wart więcej niż zsumowane przekręty wszystkich grup hakerskich. Jeśli wydawcy mogliby korzystać z nieustawionego rynku reklamowego, to ich zyski podniosłyby się znacząco. To są pieniądze, które im się należą.
Jak sprawić, żeby rynek reklamowy nie był ustawiony? Są pewne kroki, które podjęte tu i teraz, dadzą natychmiastowe efekty. Szybciej niż rozbijanie gigantów na mniejsze firmy (aczkolwiek to też jest dobry pomysł).
-
Zablokowanie transakcji, gdzie pojedyncza firma jest pośrednikiem (agentem) zarówno dla strony kupującej, jak i sprzedającej.
-
Wprowadzić kary w stylu ustawy Sarbanesa-Oxleya 1 za nadużycia finansowe.
-
Narzucić obowiązkowe (audytowane) sprawozdania, w które zawierałyby informacje o reklamach - ile danych zostało zebranych, ile przekazanych, gdzie, na jakie cele.
-
Zbudować system odszkodowań finansowych za przekręty reklamowe w tym ustawione przetargi.
-
Zacząć wymagać aby przetargi reklamowe były licytacjami otwartymi typu header2.
-
Zabronić reklam opartych o śledzenie użytkowników, co wyeliminuję przewagę gigantów posiadających najwięcej danych. Zarazem rozwinie to rynki reklam kontekstowych (opierających się o to co jest czytane, a nie o to kto czyta).
-
Nakazać jawność kryteriów na których bazuje pozycja artykułów w rezultatach wyszukiwań i na portalach społecznościowych.
Wszystkie te rzeczy pomogą wydawcom bez potrzeby tworzenia niebezpiecznych licencji na dyskusje o wiadomościach. Zatem czemu duże firmy medialne wolałyby jednak rozwiązanie licencyjne:
Po krótce mówiąc: Giganci prasowi są w każdym stopniu tak zepsuci jak giganci technologiczni. Media są chore na maniakalny kult pieniądza znacznie dłużej niż firmy sektora technologicznego. Na długo przed komercjalizacją internetu orgia korporacyjnych przejęć uderzyła w gazety łącząc je, zabijając lokalne dziennikarstwo, konsolidując sprzedaż, zwolniając niewygodnych dziennikarzy. Nowi korporacyjni właściciele przejmowali również fundusze rezerwowe gazet, sprzedając zasoby i upodatniając gazety na szoki finansowe.
Tak właśnie media, które przeżyły epokę telegrafu, radia, kablówek i telewizji satelitarnej weszły w epokę internetu. Bez zasobów finansowych z którymi można byłoby pozwolić sobie na eksperymenty, zależni od właścicieli lokalów do których zostały sprzedane budynki.
Gwarantowana porażka mediów przy przejściu do epoki cyfrowej sprawiła, że firmy były jeszcze słabsze, otwierając drogę do jeszcze bardziej intensywnego gwałtu finansowego na prasie. Zastrzyki prywatnego kapitału zmieniły kiedyś osławione gazety w dzisiejsze gloryfikowane ulotki w sklepach spożywczych z ekipą dziennikarską nie pracującą w terenie, lecz w piwnicy o rozmiarach podobnych do przeciętnej pizzerni.
Gazeta Chicago Tribune jest zabijana na naszych oczach3
Bilionerzy żerujący na mediach to nie arystokraci z bogatych rodzin i poczuciem obywatelskiego obowiązku. Są to wampiry z odległych krajów, którzy przychodzą by podnieść ceny, obniżyć jakość, zmiażdżyć związki zawodowe oraz obniżyć wypłaty pracowników.
Tajemniczy fundusz inwestycyjny zabija gazety
A skrajnie prawicowi ideolodzy pilnują kociołków sępich kapitalistów, których bezwstyd nie zna granic. Są w stanie poświęcić całe wydania na wychwalanie cnót całkowicie nieregulowanego kapitalizmu.
Manifesto kapitalizmu: W energetyce potrzeba bardziej wolnego rynku, a nie więcej socjalizmu
Nawet wtedy, gdy żądają zapomóg od rządu.
Andrew Coyone: Kiedy czytasz jak rząd ratuje media, przechodzą cię ciarki
Stylują się na zbawców prasy, po czym kupują krajową gazetę, aby zrobić z niej ulotkę reklamową swojego kasyna online.
“The Star” prowadzi hazard etyką
Dzisiejsi baronowie medialni nie są obrońcami demokracji. Są dla niej zagrożeniem.
Biden nazywa Murdoch “najbardziej niebezpiecznym człowiekiem świata” - nowa książka podaje4
Ta gołota nadająca się tylko pod gilotynę uwielbia opodatkowywać wycinki artykułów. Weźmy np. Ruperta Murdoch, który wykorzystał taki właśnie podatek w Australii, aby zawrzeć bardzo korzystną umowę z Googlem i Facebookiem. Umowa zostawia małe lokalne gazety na lodzie. Właśnie te gazety, które wypełniały pustkę po tym jak Murdoch wykupił i zabił lokalne redakcje.
Facebook zapłaci News Corp za treści w Australii
We Francji największe koncerny medialne przygotowały system podatków od wycinków artykułów, który zmusza gazety do używania Google Showcase jednocześnie zwiększając zależność całej branży od Google.
Transakcja pomiędzy Google a francuską prasą musi poczekać na decyzję w dochodzeniu antymonopolowym
Więc dlaczego media nie chcą odblokować rynku reklamowego? Dlaczego tak bardzo koncentrują się na opłatach za wycinki artykułów? Dlatego, że wiedzą że uczciwy rynek reklamowy będzie sprzyjał każdemu - w tym redakcjom niezależnym. Podatek od linków jest dobrą podstawą, aby układać wygodne umowy pomiędzy mediami a technologicznymi monopolistami.
Big Tech nie jest odpowiedzią na kryzys prasy. Podatek od linków nie spowoduje demokratyzacji mediów. Pomoże on jedynie gigantom medialnym i technologicznym umocnić ich pozycje, trzymając małe firmy na dystans.
Każdy podatek od linków, który będzie na tyle duży, aby odbić się na rynku prasy, będzie za duży, aby mała firma technologiczna lub parę małych firm lub organizacja non-profit mogła go zapłacić.
Może się wydawać że przekształcenie rynku reklamowego jest zadaniem niemożliwym, ale nigdy jeszcze nie było czasu tak dobrego jak teraz. Publika nie patrzy przyjaźnie na komercyjną inwigilację. Również reklamodawcy zmądrzeli już na tyle, żeby zauważyć jak bardzo są kantowani.
Trzeba jeszcze przekonać pracowników. Podatek od linków nie odniósł by sukcesu w Europie czy Australii, gdyby nie niezależni dziennikarze, ten podatek promujący. Dali się nabrać: uczynienie gigantów medialnych jeszcze bogatszymi nie przełoży się na zwiększone wypłaty czy na nowe dochody dla niewykupionych redakcji.
Musimy wyjść już z patologii, która nęka branże kulturowe, w której pracownicy pogodzili się, że najlepsze na co ich stać to kibicować własnym monopolistom i dzięki temu dostać parę okruszków jak ci się obżerają kolejnymi wygranymi.
My możemy - my musimy - wierzyć w więcej niż tylko niewiele zmieniony podział ciasta pomiędzy monopolistami technologicznymi i medialnymi.
-
Ustawa Sarbansa-Oxleya to ustawa z 2002 roku, która zwiększa dokładność raportów finansowych firm. Za oszystwa zostały zwiększone kary oraz odpowiedzialność została przeniesiona na osoby podpisujące raport. Zostały również narzucone niezależne audyty finansowe. ↩︎
-
Przetargi reklamowe dzielą się na waterfall i header. Header jest metodą sprawiedliwszą jako, że wszystkie oferty muszą być złożone na raz. ↩︎
-
Jest to artykuł Pluralistic. Właśnie czytasz pracę tego samego autora. ↩︎
-
Rupert Murdoch to amerykańsko-australijski biznesmen i właściciel korporacji medialnej “News Corp”. Były właściciel portalu MySpace. ↩︎